wtorek, 12 sierpnia 2014

Nie ma lekko czyli lekarze i secondhand :)

Dziś rano czułam wyjątkową niechęć do opuszczenia łóżka. Nie dość, że według mego zegara była jeszcze noc, to dzień zapowiadał się wyjątkowo nieszczególnie. Zwlokłam się z wyrka i z miną cierpiętnicy poczyniłam stosowne ablucje. Skonsumowawszy zdrowe śniadanko, pogodziłam się zmyślą, że to dziś mamy końcowy etap wizyt lekarskich. Ślubny łypał na mnie spod oka a i ja czułam się winna, jako że nie da się ukryć, że pomysłodawcą tego całego zamieszania był nie kto inny tylko ja we własnej osobie. Zastanawiałam się jak bardzo musiałam się nudzić półtora miesiąca temu, że zachciało mi się badań okresowych.Istna ze mnie żywa ilustracja przysłowia - nie miała baba kłopotu to sobie prosie kupiła...
Jako skazańce jakoweś, w grobowej ciszy udaliśmy się do miasta. Im bliżej przychodni tym było gorzej...
Na to co było potem spuśćmy zasłonę milczenia, ci co korzystają z usług NFZ-u sami wiedzą najlepiej jak to wygląda, reszta i tak nie zrozumie. Po ostatniej wizycie wypruliśmy z tego przybytku z prędkością łamiącą wszystkie zasady fizyki (a to by się Einstein zdziwił :)) Uznawszy odległość dzielącą nas od wyznawców przysięgi Hipokratesa ( i nie tylko...) za wystarczającą, zatrzymaliśmy się aby w ferworze emocji, wymienić się poglądami na temat kultury, umiejętności fachowych tudzież częstszego ich braku u braci lekarskiej.
Postanowiliśmy czym prędzej wrócić do równowagi... słodkości odpadły, bowiem wygląda na to, że zmiana nawyków  żywieniowych  powiodła się na całej linii. Cóż nam pozostało? Wiadomo zakupy są dobre na wszystko! ;) Jednak konfrontacja marzeń z twardą rzeczywistością czyli zasobnością portfela, uświadomiła nam, ze pole działania uległo niebezpiecznemu zawężeniu. Wyboru nie było, spiesznym krokiem udaliśmy się w kierunku sekondhenda.
Już z daleka ujrzeliśmy tłumy kłębiące się w środku, bezładnie wylewające się na zewnątrz. Z bliska widok w niczym nie ustępował scenom dantejskim odgrywanym przez ludność naszego kraju w latach osiemdziesiątych, szczególnie chętnie przy okazji dostaw mięsa, cytrusów i towarów uznawanych wtedy za luksusowe. Zaprawa z młodych lat okazała się jak znalazł a i umiejętności wtedy zdobyte okazały się przydatne. Surmy bojowe zagrały, ułańska krew przodków zawrzała w żyłach i z okrzykiem - Szable w dłoń! wbiliśmy się klinem w tłum.Szafując na prawo i lewo, a to uśmiechem  a to znowuż spojrzeniem miotającym błyskawice znaleźliśmy się wewnątrz... jako zgrany duet od ponad 27 lat, podzieliliśmy się terenem do przeszukania, biorąc pod uwagę predyspozycje wrodzone. Ślubny jako mężczyzna słusznego wzrostu zabezpieczał wieszaki a ja łapczywie rzuciłam się na stoły pełne materii wszelakich. Silni, zwarci i gotowi po kwadransie przeszukiwań i kilku zwycięskich potyczkach z wrogimi jednostkami kłębiącymi się wokół, postanowiliśmy wycofać się na z góry upatrzoną pozycję przy kasie ;) Jeszcze tylko szybkie spojrzenie kwalifikacyjne na naręcze Ślubnego i... kolejna euforia, tym razem przy kasie! Za nasze zdobycze zapłata można by rzec była symboliczna.
Odtrąbiliśmy odwrót, uznając łowy za szczególnie udane, po czym udaliśmy się na powrót w pielesze domowe.

P.S. A jeśli rozchodzi się o zdrowie to jakieś anioły nad nami czuwają. Dolegliwości a w szczególności choróbsk jakichś niebezpiecznych nie stwierdzono, pozostałe uciążliwości zdrowotne mogą nam uprzykrzyć najwyżej życie, ale nie skrócą nam bytności na tym padole łez i rozpaczy. Oczywiście pod warunkiem, że nie będziemy zbyt często powtarzać badan okresowych ;)
Tak tez proszę się przygotować psychicznie, fizycznie, mentalnie i emocjonalnie na jakieś   ...dziesiąt lat mego przyszłego blogowania :-D

Oto bieżnik, który miał być duużo dłuższy, ale dokupione nici mimo zgodności symboli okazały się być dużo jaśniejsze...




Frędzelek zwany potocznie kutasikiem, zrobiony własnoręcznie tymi oto ręcyma ;)))







25 komentarzy:

  1. Czasem i nam zdarza sie kupowac coś w ciucholandach i rzeczywiście troche nam odwiedziny tamże humor poprawiaja, bo zawsze się tam coś ciekawego wypatrzy ale tłumy męczą). Tyle że ciuchów juz tyle w domu, że nie wiadomo gdzie to trzymac a człowiek i tak w jakichs ulubionych, starych portkach i podkoszulkach łazi.
    A propos ciucholandów to tęsknotą napawa mnie wspomnienie o tych australijskich. Nie dosc, że ogromne jak supermarkety, to jeszcze wszystko na wieszakach pogrupowane kolorystycznie, rozmiarowo i rodzajowo. Przebieralni z wielkimi lustrami moc a ludzi niewiele. A ceny jeszcze niższe niz tutaj!Ech!
    Dobrze, że wyniki badań sa pomyslne. Dobrze to wiedziec. Gdyby nie permanentny brak czasu oraz chora słuzba zdrowia i niechec do obcowania z nią, to moze i ja bym sie o takie turnee po przychodniach pokusiła!Bo potem spadnie na człowieka cos ni stąd ni zowąd i będzie pluł sobie w brodę, ze nie zapobiegł.
    Bieznik udał Ci sie sliczny Zosieńko!
    Pozdrawiam Cie serdecznie o bardzo pochmurnym poranku!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo, tymi wspomnieniami z Australii rozbudziłaś moją wyobraźnię... tam by można poszaleć! Ja nadmiarem ciuchów nie dysponuję. Jeszcze nie tak dawno wyglądało to tak: jedna para spodni do miasta, dwie pary roboczych, jedna letnia spódnica... itp., itd. :) Dlatego natrafifszy na sklep ciucholandu z przyzwoitymi cenami, co w mojej okolicy nie jest takie łatwe, wpadłam w euforię.
      Jak wiesz ja też nie przepadam za kontaktami z białymi fartuchami, ale doszłam do wniosku, że lepiej zapobiegać niż się potem użerać z jakimś choróbskiem niespodziewanym. Zwłaszcza, że astmę i alergię już posiadam a jakoś dziwnie nie budzi się we mnie ochota kolekcjonowania pozostałych jednostek chorobowych :)) mimo że manię zbieractwa posiadam nader rozwiniętą ;))
      U mnie dużo chłodniej, dlatego pozdrawiam gorąco i buziaki zasyłam :)))

      Usuń
  2. :) Kutasik ?:) Hihi u nas chwościk się to nazywa :)
    tak to z tymi nićmi i zgodnością symboli jest- ja już też się przejechałam.
    Ale sam bieżnik i wzór- Zosia- chapeau bas!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nazwa cokolwiek frywolna... ;)) usłyszałam ją całe lata temu od starej, zawodowej krawcowej ;))) i tak się jakoś dziwnie złożyło, że mimo iż usłyszałam tę nazwę tak dawno, to zapamiętałam świetnie do dziś ;))) i czyniąc ów chwościk własnoręcznie, wspominałam rozmowy z tamtą krawcową... :)))
      Za tak miłą pochwałę, kłaniam się w pas :))

      Usuń
  3. A to ciekawa nazwa na ów frędzelek, pierwszy raz słyszę:) ale bieżnik bardzo mi się podoba. Twoja wizyta w sklepie, to niczym bój w dawnych latach. I wyszliście z niego zwycięsko, a to najważniejsze.
    pozdrawiam i cieszę się, że jeszcze dziesiątki lat spędzisz z nami;)
    lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W każdym razie posiadam takową nadzieję, że spędzę z Wami długie lata :))
      Jam człek w bojach zaprawiony i bele jaka potyczka mi nie straszna ;)))
      Pozdrawiam gorąco i ściskam mocno! :))

      Usuń
  4. Bieżnik imponujący, słusznych rozmiarów, ciekawym wzorem robiony i chwościk uroczy. To drugie, to chyba inna serweta, też fajnie wygląda. Przypomniałaś mi Zosiu gigantyczne tłumy przed sklepami. Mnie kiedyś taki tłum w momencie wchodzenia do sklepu, przewrócił na zrolowany dywan. Zanim się podniosłam, ktoś próbował go wyciągnąć, ale ze złości, wrzasnęłam, nie puściłam i wróciłam z nim do domu, bo inne już ktoś trzymał. Wytrwałyśmy w komunie, to i z NFZ sobie poradzimy, życzę zdrówka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak dobra zaprawa za młodu, potem to już człowiekowi nic nie straszne :))) Bieżnik miał być dużo dłuższy by leżeć elegancko na długiej komódce, ale z braku nici w odpowiednim kolorze musiałam dorobić drugą serwetkę. Nawet na zdjęciach widać, że kolor się zdecydowanie różni... :(
      Czytając Twoje wspomnienie z tamtych lat, pomyślałam sobie, że dużo się nie zmieniło... nadal panuje selekcja naturalna i tylko silniejszy przezywa... nie ważne czy to chodzi o NFZ czy o korzystne zakupy...
      Pozdrawiam gorąco! :)

      Usuń
  5. Zosieńko moja droga!!!!!!!!!!!!!! jak ja uwielbiam czytać te Twoje felietony! To dla mnie ogromna przyjemność, gdy ukazuje mi się na pasku, że coś już machnęłaś! Jesteś nr 1 na poprawę mojego nastrojenia...Dziękuję CI Kochana za te chwile , a bieżnik śliczny!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skrzydła u ramion mi rosną, jak czytam Twoje komentarze :))) i radość w mym sercu gości, że uśmiech wywołuję na Twej twarzy!
      Pozdrawiam gorąco! :))

      Usuń
  6. ...czyli jesteś zdrowa jak ryba!

    Co z tego, że tam boli, a tu strzyka... Trzeba mieć zdrowie, żeby być chorym, a umrzeć przecież każdy musi... ;) Także kochana, już się cieszę na te latka Twojego blogowania! hihi!
    Oj, SH uwielbiałam swego czasu.Robiłam tam częste wycieczki z przyjaciółką, miałyśmy jeden - ten ulubiony.Terunia wręcz tarzała się w tych wszystkich szmatkach, jak trzmiel w pyle kwiatów, Ja też! Ile to markowych ciuchów przytaszczyłyśmy kupionych za bezcen!
    ...i co z tego, że coś było numer za małe! Albo i z dwa! Zawsze była wymówka - biorę, jest okazja, na pewno schudnę do przyszłego roku!
    I co? Ciuchy z SH mnie zawalają! Sama bym mogła chyba zacząć sprzedawać! hahahaha!
    Tak jak napisała Olga, chodzi się i tak tylko w paru rzeczach, co się tak na prawdę lubi. Schudnąć, nie schudłam, raczej wręcz przeciwnie, także podjęłam męską decyzję i przestałam tam jeździć, chociaż Terunia mnie wiele razy błagała - chodź, pojedź ze mną, tylko dla towarzystwa, nic przecież nie musisz kupywać....
    Jednak Ja jestem twarda (a pewnie bym tam wymiękła, oj na pewno!), lepiej nie kusić licha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Dorotko w to, że człowiek zajrzy i nic nie kupi to ja też nie wierzę ;)) ale ja nadmiaru garderoby nie posiadam, wręcz przeciwnie, więc te wizyty to dla mnie gwiazdka z nieba! Nareszcie mam drugą parę spodni do "miasta". że o innych ciuszkach nie wspomnę :))) Poza tym narzuciłam sobie żelazną zasadę, musi być dobre na teraz... jak się w coś nie mieszczę, to trudno -odkładam. Badania lekarskie się skończyły. to i rzadziej będę w mieście a co za tym idzie rzadziej odwiedzę moje ulubione sklepy... :( Cóż mówi się trudno.
      Ściskam Cię mocno! :)))

      Usuń
  7. Cieszę się, że ze zdrówkiem u Ciebie w miarę dobrze i cieszę się na te długie lata Twojego blogowania;- mam nadzieję, że nie zabraknie ciekawych tematów.
    Bieżnik śliczny
    Zakupy na lumpeksie powiadasz;- no skąd ja to znam. W dzień atrakcyjnych cen (wtedy u nas wszystko po 1 zł), tumult wszelakiej odzieży i nie tylko i tłumy ludzi;- kto pierwszy ten lepszy. Masz rację, zupełnie jak trzydzieści parę lat temu po towarze np.w mięsnym.
    Inna sprawa, ze człowiek czasem za dużo tego gromadzi i może nie mieć czasu i ochoty z owych dóbr skorzystać.
    Pozdrawiam serdecznie Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myslę, że tematy blogowania jak zwykle przyniesie życie :)))
      Noo, Kochana toś mnie z tymi cenami przebiła! U nas najniższa cena to trzy i pięć złotych za sztukę i wtedy ta "bitwa pod Grunwaldem" się odbywa :)))
      Moja bytność w mieście, jako tez i zasobność portfela jest na tyle ograniczona, że nie żywię obawy, bym mogła przesadzić z ilością :))))
      Ściskam mocno! :)

      Usuń
  8. Najważniejsze, że zdrowie dopisuje! Prześliczny bieżnik!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym dopisywaniem zdrowia, to jest tak jak napisała Dorota - tu boli, tam strzyka a tam jeszcze kłuje... ale nic nowego nie wykryli a stare przypadłości w ryzach trzymam :)) Dlategoż powód do radości jest ! :)))

      Usuń
  9. Gratuluję wyników badań
    Do dobry sygnał dla samopoczucia.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do samopoczucia z tego świata nie wszystko dociera ;) ale jest nadzieja, że poturlamy się jeszcze parę lat :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  10. osienko, bardzo, bardzi sie ciesze z tych zdrowotnych, optymistycznych wiesci.
    Bieznik z kutasikami prima sort:)
    Zdumialy mnie kolejki przed SH, wczesnym rankiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasieńko, region w którym mieszkam należy do najszybciej wyludniających się województw w kraju. Pracy niet, zarobki takie bardziej humorystyczne, więc SH są jedynymi dobrze prosperującymi sklepami... w dodatku tylko we dwóch są ceny do przyjęcia a towar przyzwoity. To się ludziska pchają ;))
      Ściskam mocno! :)

      Usuń
  11. Bieżniczek śliczny! Już dawno się połapałam, że identyczne symbole nie oznaczają identycznego towaru, natomiast Twoją retrospekcję dnia przeczytałam od dechy do dechy , bo jest w dechę! Pozdrawiam, dmuchać na zimne zawsze można, więc życzę zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie się to pierwszy raz zdarzyło... zawsze wszystko było w porządku.
      Kontakt ze służbą zdrowia, przekonał mnie by o zdrówko dbać, dbać i jeszcze raz dbać aby mieć z nimi kontakt jak najrzadszy i jak najpóźniej w życiu ;)))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń