piątek, 30 stycznia 2015

Nowe nawyki żywieniowe czyli co Zosieńka je a czego nie tyka ;)


Okazuje się, że jak się chce to można. Zosieńka zrzuciła 21 i pół kilograma i przestała omijać lustro w przedpokoju. Wręcz przeciwnie coraz częściej wyciągała stare szmatki z dna szafy i z upodobaniem podziwiała swą sylwetkę en face i z profilu. Podnoszeniu z fotela przestało towarzyszyć stękanie i ubolewanie nad niedolą starości. Teraz podrywała się niczym sarenka i ze śpiewem na ustach mknęła przez pokoje lekko niczym motyl.  Tęsknota za łakociami w postaci batoników, cukierków oraz cukrem w herbatce minęła bezpowrotnie. Niemożliwe stało się rzeczywistością. Nie da się ukryć, że Zosieńce pomogło w tym wrodzone lenistwo oraz dystans dzielący ją od najbliższego sklepu. Choćby jej się zamarzyło, złamanie przyrzeczeń danych samej sobie, to sklep był za daleko a robótkowanie zawsze wygrywało z kuchnią. Najwyraźniej w sprzyjających okolicznościach nawet wady można przekuć w zalety. Do Zosieńki trafiało wiele pytań jakiej diecie cud zawdzięcza ową przemianę, a prawda jest taka, że jak wszystko w życiu, tak i zmianę sylwetki, zawdzięczamy nie cudom, lecz pracy i wyrzeczeniom.
  Lista wyrzeczeń prezentuje się tak:
 - napoje gazowane i słodzone (zarówno cukrem jak i słodzikami)
 - czipsy
 - batoniki i cukierki wszelakie
 - margaryna do smażenia i smarowania
 - ser żółty
 - majonez także light
 - białe pieczywo
 - sosy wszelakie
 - produkty z napisem light

Lista produktów warunkowo ( mniej więcej raz w tygodniu i nie wszystkie naraz)  dopuszczonych do spożycia:
 - ciasta małe porcje
 - lody
 - czekolada
 - wino

Lista produktów spożywanych przez Zosieńkę:
 - chleb ciemny z ziarnami
 - masło
 - wędlina cieniutko krojona
 - warzywa surowe (wszystkie)
 - owoce
 - mięso duszone, pieczone lub gotowane (Zosieńka jest drapieżnikiem i bez niego egzystować              zdrowo nie jest w stanie)
 - ziemniaki
 - ser biały chudy
 - kefir
 - jajka
 - konfitura rzadziej dżem
 - olej w minimalnych ilościach
 - mleko
 
oraz napoje

 - herbata czarna, czerwona i zielona
 - woda
 - kawa zbożowa
 - herbaty owocowe
 - herbaty ziołowe Zosieńka pija ostrożnie, bowiem zasięgnąwszy języka w tym temacie, uznała je za      lek i jako taki stosuje go ostrożnie, zapoznając się wcześniej szczegółowo z ewentualnymi                  skutkami ubocznymi.

Ruchu Zosieńka zażywa regularnie sprzątając swe włości, tudzież pedałując na stacjonarnym rowerku w czym szalenie przypomina chomika kręcącego się w swym kółku. Z racji tego, że Zosieńka jest wieloletnim alergikiem i astmatykiem oraz mając wzgląd na problemy ze stawem biodrowym, ruch jest ściśle reglamentowany i nijak wyczynowym nazwać go nie można.

Zosieńka zapytuje na koniec czy bardziej szczegółowy jadłospis (ewentualnie zdjęcia) powinna zamieścić czy nie nudzić więcej w tym temacie?

Jako ilustracja dzisiejszego posta posłuży hafcik, który został poczyniony z a m i a s t  deseru ;))
Kanwa beżowa 14 ct, nici jakie wpadły w rękę Ariadna, DMC i Madeira ;))









poniedziałek, 26 stycznia 2015

Śnieg czyli serce bałwankowe

Przeciągnęłam się raz i drugi, i niechętnie zwlokłam się z wyrka. Podreptałam niemrawo do łazienki, starając się jeszcze po drodze złapać odrobinę snu. W łazience zaczęło mi towarzyszyć nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak... Po ablucjach, postanowiłam dostarczyć sobie trochę świeżego tlenu - made in wioska. Potruchtałam do okna, chwyciłam za klamkę i... zamarłam.Za oknem było biało! Biało?! Jak to?! Przecież miała być wiosna! Kiełkują tulipany, koty po nocy urządzają "ustawki"... Wiosna jak nic :) Zamknęłam oczy, ale biała kołderka otulająca świat nie znikła. Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma :)) Wzięłam kanwę i wyszyłam bałwanki...
Tu chciałabym zaznaczyć wszem i wobec, że haft ów doszedł do skutku li tylko i wyłącznie dzięki Jaskółce, która mię jeszcze przed świętami obdarowała zapasem kanwy w mym ulubionym beżowym kolorze.
Oto bałwankowe serce - kanwa 14, mulina Ariadna, dobór kolorów moje widzimisię ;))







sobota, 24 stycznia 2015

piątek, 23 stycznia 2015

sobota, 17 stycznia 2015

Ptaszki czyli stary temat po nowemu ;))

   O tym, że białogłowy to płoche stworzenia wiadomo nie od dziś i Zosieńka jako nieodrodna przedstawicielka własnej płci, targana jest ciągle fanaberyjami jakowymiś. A to tapety szuka, a to malować chce a wszystko to pragnie czynić ręcyma małżonka swego. Małżonek tapetę przykleił, wybór farby pozostawił w gestii swej piękniejszej połowy (miejmy nadzieję, że tak jest)  i pewien, że zachcianki wszelakie spełnił, osiadł na laurach... ale nie! Najwyraźniej Zosieńce przyświecały znane wersy - "Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby! " Krokodyla Zosieńka nie zapragnęła jako, że gadów nie lubi. Wstręt do nich przepełnia ją żywiołowy, na poziomie można by rzec komórkowym i wchodzenie z nimi w jakikolwiek kontakt poza wirtualnym w rachubę nie wchodzi. Zosieńka zapragnęła dokarmiać ptactwo dzikie luzem się po ogrodzie szwendające. Stare zapasy ziarna posiadała, w słoninę się zaopatrzyła i... okazało się, że nie ma gdzie tego ptaszynom głód cierpiącym dać. W tej sytuacji nie cierpiącej zwłoki Zosieńka jednogłośnie podjęła uchwałę, że mus karmnik jest zbudować. Budowla musi spełniać pewne parametry, aby pozostać ptasią stołówką a nie kocim hotelem ze śniadaniem czyli musi być niedostępna dla przedstawicieli broni biologicznej na gryzonie. Jako organ wykonawczy dla uchwały został wskazany w trybie bezprzetargowym małżonek. Ślubny westchnął raz i drugi i potruchtał do warsztatu szukać materiału na ptasią jadłodajnię. Pogłówkował, pokombinował i udowodnił po raz kolejny, że Polak potrafi! Odtąd Zosieńka co dzień przy śniadaniu mogła podziwiać jak wróble, sikorki tudzież inne z nazwy nieznane ptaszyny raczą się pożywieniem w ptasiej gospodzie. Co dzień punktualnie jak w zegarku pojawia się dzięcioł, sikorki mając respekt przed jego posturą a może solidnym dziobem karnie wtedy czekają na swoją kolej :)) Ślubny szczęśliwy z chwili spokoju jaki zapanował w domu, już począł mieć nadzieję, że żonine zachciewajki zaspokoił... ale nie! Zosieńka po domu się snuła, odpowiadała półgębkiem, zamyślała się, patrząc na ptaszyny za oknem... aż małżonek szanowny sam począł się jej dopytywać o przyczynę owej fali westchnień ją nawiedzających. Zosieńka jakby tylko na to czekała, z błyskiem w oku istotę problemu wyłuszczyła. Otóż łaknie jak kania dżdżu, niczego innego tylko ptaszków, ale nie żywych tylko drewnianych. Ślubny po głowie się podrapał, w  warsztacie pogrzebał i od Zosieńki zażądał szablonów, bowiem plastycznie nigdy uzdolniony nie był. Jeśli w tym momencie miał cień nadziei, że ich nie otrzyma, to mylił się sromotnie. Zosieńka sięgnęła do szuflady i wyciągnęła narysowane szablony niczym magik wyciąga królika z cylindra. Ptaszki zostały wycięte, zaspokajając Zosinkowe widzimisię. Teraz czekają na dalszą obróbkę. Jako, że Zosieńka w tej dziedzinie jest dyletantem, laikiem, amatorem i tym podobne to uprasza szanownych czytelników o porady wszelakie, najlepiej szczegółowe, proste i czytelne boć wiadomo u białogłowy włos długi a rozum krótki... a Zosieńka warkocz posiada i to całkiem długi...

Oto ptaszki, które czekają na ozdobienie. Serce gratis było, taka promocja ;))


Niektóre zdjęcia lekuchno zamglone, ale dwie szyby i brak słońca swoje zrobiło... Jednak dzięcioł tak fotogeniczny był, że żal było nie pokazać ;))









czwartek, 15 stycznia 2015

Zamyślenia czyli świat nie jest taki zły :)




 Zamyślona Zosieńka małymi łyczkami sączyła herbatkę. Na jej czole malował się  intensywny wysiłek. Myślała a to jak wiadomo, białogłowie łatwo nie przychodzi. Pod siwopłową czupryną toczyła się ciężka praca, co gorsze bez nijakich efektów. Od dni kilku już, rozmyślała intensywnie nad opowiadaniem na Panterkowy konkurs. Niestety jak dotąd jej wszelkie wysiłki czynione w tym kierunku spełzły na niczym. Myśli hasały bez ładu i składu, za nic mając jej starania. Unosząc po raz kolejny do ust filiżankę z niebiańskim napojem, Zosieńka zerknęła na choinkę. Po chwili spojrzała po raz drugi i trzeci. Przyjrzała się jej dokładnie i skonstatowała, że nie znajduje już nijakiej przyjemności w zawieszaniu wzroku na ozdobach licznie na choince występujących. Najwyraźniej nadszedł czas, by plastikowy chojaczek zapadł w sen letni na strychu a ozdoby powędrowały do pudeł. Z Zosieńkowej piersi wyrwało się głośne westchnięcie...   wraz z rozebraną choinką, kolejna gwiazdka przejdzie do przeszłości... Zerknęła na rosnącą melancholię i dała jej po łbie. Jest jak jest, nie ma co się roztkliwiać nad rozlanym mlekiem - mruknęła do siebie. Wzięła następny łyk herbaty a w jej głowie pojawiły się liczby, całe kolumny i wiersze cyferek. Układała budżet domowy usilnie starając się znaleźć wolne środki na farbę. Farba była konieczna by zaspokoić jej kolejną fanaberię. Otóż Zosieńka postanowiła zaszaleć w nowym roku i pomalować na początek pokój zwany gościnnym. Farba była niezbędna do spełnienia owej zachcianki i pieniądze na nią   znaleźć się musiały . Zosieńka brała pod uwagę różne możliwości, łącznie ze skokiem na bankomat, ale intuicja jej podpowiadała, że skończy się jak zwykle na oszczędzaniu na żarciu. W sumie może i dobrze, bo do wymarzonej wagi jeszcze jej sporo brakowało, a tak byłyby dwie pieczenie przy jednym ogniu.  Farb potrzebowała w dwóch rodzajach. jednej do ścian a drugiej do pomalowania sprzętów meblarskich, bowiem zakup nowych nie wchodził w rachubę. Coś tam jednak jeść musiała... Zerknęła ze smutkiem do pustej filiżanki. Pośpiesznie wstała i nastawiła wodę na następną herbatę. Spojrzała za okno, krajobraz za nim przeczył kalendarzowi. Ze zdumieniem zobaczyła, że w donicy ustawionej pod oknem kiełkują tulipany. Kłęby pary wydobywające się z czajnika przerwały jej rozmyślania nad aurą. Zalała herbatę, ustawiła czas i po raz kolejny rozłożyła na stole prezenty jakie dostała ze świata blogowego. Planowała co z czego zrobi i co gdzie zawiśnie. Co wydzierga i co uszyje... Dotykając wszystkiego kolejno, czuła dobrą energię jaka sączyła się z tych cudeniek. Poczuła nagle jak wypełnia ją optymizm, Wyprostowała się i już wiedziała, że znajdzie pieniądze na farbę. Świat nie jest taki zły, świat nie jest taki zły, niech no tylko zakwitną jabłonieeee - zanuciła radośnie i i wyjęła zaparzacz z filiżanki.

Dziś dwa hafty, które zostały ukończone dokładnie na dzień przed Wigilią a na następny post zapraszam wielbicieli serc Vautier!

Bez lampy i...

... z lampą.




Z boku i...

... od dołu ;))











wtorek, 13 stycznia 2015

Wygrane Candy czyli dobra passa

Dziś o wygranych, które mnie zaskoczyły bo chociaż biorę udział w rozdawajkach to na taki uśmiech losu nie liczyłam! :-D
 Najpierw było candy na blogu http://ankanauczanka.blogspot.com/
Zdjęcie pożyczone od Ani, ja nie umiem zrobić takich łabądków

Popatrzyłam na cukierki, zapisałam się i westchnęłam, nie licząc na wygraną... Po świętach trzęsącymi się dłońmi rozpakowywałam przesyłkę by wydobyć takie oto skarby:
- dwa kupony tkaniny, każda o wymiarach 1 m na 1,6 m
- sowia niespodzianka czyli poszewka :)
- dwa (!) opakowania Toffifee, które sama sobie wydzielam pomna przestrzegania nowych zasad mego odżywiania. Przy okazji ćwiczę silną wolę ;)
- kartka z życzeniami



W przeddzień Wigilii los uśmiechnął się do mnie na blog   skrawki...
Zapowietrzyłam się ze szczęścia, bo wielość cudeniek była wprost oszałamiająca! Nadal brak mi słów by wyrazić radość jaka mnie ogarnęła kiedy po otrzymaniu paczuszki zaczęłam ją rozpakowywać. Pierwsze zdjęcia jak wiecie nie wyszły, bo rączyny się telepały. Oczywiście kiedy próbowałam zapakować wszystko z powrotem do puszki to okazało się, że nijak się to wszystko nie mieści ;) Całość była zapakowana w piękny papier, po rozwinięciu, którego mym oczętom ukazała się piękna puszka z aniołkiem, co ja będę język a właściwie klawiaturę strzępić, popatrzcie sami...

Jak widać mnie się nie udało wszystkiego zapakować ;)




Cuda!




Uwielbiam ptaszki a ten jeszcze taki kryształkowy...

Miś! Drewniany!



Po dwóch poprzednich wygranych byłam lekko oszołomiona i jak zobaczyłam, że wygrałam trzecie candy to dwa razy sprawdzałam czy to czasem nie jakaś fatamrugana ;))
Rozdawajka na blogu http://mojmagicznydecoupage.blogspot.com/
Decoupage mnie kusi nie od dziś, ale miotając się między hafceniem, szydełkowaniem i szyciem ręcznym nie znalazłam jak na razie czasu by spróbować tej techniki. Pażernym okiem spoglądam na cuda, które oglądam na blogach a wygrana u Anny Marii dała mi sposobność podziwiania na żywo owych cudeniek. Ślicznie zapakowana przesyłka dotarła do mnie szczęśliwie. Podziwiajcie razem ze mną jej zawartość!


Wspaniała torba, którą żal by mi było używać, więc dostanie nowe życie jako poszewka.

Tabliczka do zawieszenia ze wspaniałą sentencją i coś na dobry początek bym mogła sama popróbować swoich sił...

... w nowej technice :)))

Tak oto zakończyłam stary rok, oby ten nowy był jeszcze lepszy niż poprzedni, dla nas wszystkich!